Obserwując polski i nie tylko box office kinowy nie da się nie zauważyć olbrzymich zmiany względem zeszłych lat a nawet jeszcze stycznia 2020 roku. Pandemia zamknęła kina w marcu i otworzyła w czerwcu 2020 r. czyli prze cztery miesiące widzów po prostu w kinach nie mogło być. A tak naprawdę przez pięć miesięcy, bo wiele osób nie zauważyło otwarcia kin 5 czerwca, gdyż sieciówki Cinema-City i Multikino otworzyły się dopiero w lipcu. Widzowie nie mieli też wyboru wśród filmów, jak sprzed pandemii, bo dystrybutorzy największych hitów poprzesuwali ich premiery na jesień. Ale widownia powoli i statecznie rosła od 5% poprzednich wyników, głównie uzyskiwanych na filmach familijnych, aż do 30%, gdy w kinach pojawił się we wrześniu „Tenet” a później polska „Pętla” oraz „25 lat niewinności”. I podobnie było na świecie (prócz USA), widzowie chcieli dobrego, dużego filmu i poszli na film Nolana oraz wrócili tłumnie na filmy lokalne, co pokazują wyniki kinowe np. w Hiszpanii „Padre no hay más que uno 2: La llegada de la suegra” i w Chinach na „800”. W USA działo się nieco inaczej, bo pandemia szalała od kwietnia nieprzerwanie przez całe lato do jesieni i pomimo braku globalnego zamknięcia kin, następowało ich wyłączanie w poszczególnych miastach, Stanach, bankructwa itd. Poza USA to, co było zawsze wiadome potwierdziło się, widz chce oglądać przede wszystkim produkcje ze swojego kraju, mogą je przyćmić tylko wielkie produkcje amerykańskie z budżetami dziewięciocyfrowymi i międzynarodową promocją. Tych ostatnich wciąż brakowało, bo kina w USA i do pewnego czasu w Chinach były zamknięte. „Tenet” uświadomił producentów, że przy widowni na poziomie 30%, nawet bez większej konkurencji, nie da się osiągnąć wyników jak na „Incepcji”. I wtedy dodatkowo na jesieni pandemia uderzyła ze zdwojoną siłą wszędzie. Nie piszę o drugiej fali, bo tak naprawdę nie skończyła się pierwsza. Widzowie w Polsce, ale nie tylko, w drugiej połowie października znowu przestali chodzić do kin. W niektórych krajach władze zamknęły kina ponownie. A niektóre firmy postanowiły same zawiesić swoją działalność, żeby nie generować większych strat: m.in. zrobiła to sieć Vue w USA i Anglii. W Chinach zaczęto likwidować kina, w czerwcu mówiło się o permanentnym zmaknięciu nawet o 40% sal kinowych. W Polsce w październiku rząd ograniczył pojemność sal kinowych do 25%, czyli do poziomu widowni jaka przychodziła poza weekendami i nie dawała możliwości utrzymania kina. Na dodatek przy obniżonych cenach biletów, co nastąpiło jeszcze w marcu 2020. Do tego niemalże zamknięto młodzież szkolną i seniorów w domach. Widownia spadła znowu do poziomu 5% sprzed pandemii, co pokazali „Banksterzy” osiągając w dwa weekendy zaledwie 70 tysięcy widzów, gdy „Sprawa Tomka Komedy” 700 tysięcy widzów. W związku z tym kina, szczególnie w mniejszych lokalizacjach ograniczyły pory działania, skupiając się jedynie na godzinach popołudniowych. Prócz pandemii wpłynął na to fakt, że amerykańskie studia kinowe poprzesuwały swoje premiery na lato 2021 roku a za nimi polscy producenci zrobili to samo: Bonda na lato, nową „Diunę” na kolejną jesień. Największym opóźnionym polskich filmem są „Listy do M 4”. Film o Bożym Narodzeniu jednak trudno zagrać na wiosnę albo latem, więc jeśli nie trafi wcześniej do emisji VOD w Player (serwisu producenta), to będzie półkował aż rok. Emisja w Player nie da jednak takich zysków jakie osiągnęły poprzednie części w kinach na poziomie 3 milionów widzów i 60 milionów złotych przychodu. W VOD w Polsce można liczyć na średnio 25% tej kwoty. Liczy się też efekt marketingowy, ściągnięcie uwagi mediów, nowych użytkowników itd. ale to nie pokryje nakładów produkcyjnych. Ograniczanie i zamykanie kin spowoduje olbrzymie problemy u dystrybutorów i producentów. Odkładają produkcje nowych filmów, produkują taniej, co nie do końca jest pozytywne, bo obcinają głównie wynagrodzenia, rezygnują z działalności, bankrutują. Przez to nie będzie nowych filmów. Będzie może więcej seriali dla serwisów VOD, co jeszcze bardziej widza odciągnie od kina.
A co sami widzowie na te wszystkie działania zarządów kin, producentów i rządów? Widzowie, szczególnie tak zwani heavy users chętnie dalej chodziliby do kina. Nie boją się zarazić w kinie, bo reżim sanitarny jest utrzymany, bo oddzieleni są od współoglądających siedzeniami, są odwróceni do siebie tyłem, powinni siedzieć w maseczkach. Tylko nie mają co oglądać. A zresztą od 7 listopada nie będą mogli w Polsce znowu iść do kin.
Można jeszcze pozastanawiać się, czy droga ograniczenia epidemii w Chinach czy Korei nie jest jednak lepsza, skoro po półrocznym lockdownie wszystko działa prawie tak samo jak przed pandemią. Tylko czy społeczeństwo polskie jest w stanie pójść na takie ograniczenie swobodnego przemieszczania się i na tak dużą inwigilację?! Ale to już rozważania socjologiczne i polityczne.
Dokładny opis jak wiosenna pandemia po kolei uderzała w kina i co się działo latem znajdziecie w mojej książce o dystrybucji filmów do kupienia na stronie https://www.kompendiumprodukcjifilmufabularnego.com/.
Marta Nowakowska
Commentaires